Czy ostatecznie Mateusz Morawiecki oszuka Jarosława Kaczyńskiego?
A może jest tak, że prezes naprawdę uwierzył Morawieckiemu, naprawdę nie chce oddać polskiej gospodarki „wielkiemu kapitałowi”, i oddawszy partię Morawieckiemu, dożywając swych dni na politycznej emeryturze, będzie z przerażeniem obserwował swoją największą polityczno – personalną pomyłkę?
Wiem. Patrząc na tytuł, ktoś może powiedzieć, że to głupie gadanie. Może też bym tak myślał, gdyby nie to, że pewien prezes, pewnej dużej państwowej spółki, powiedział mi ostatnio tak: to wszystko co robi Morawiecki, to jest po to, żeby przejąć PiS, a potem oddać Polską gospodarkę obcemu kapitałowi. Taka była ocena prezesa dużej państwowej spółki, a w zasadzie relacja z opinii krążących w PiS. Pewnie opinii dawnego zakonu PC. To by się zgadzało z dwóch powodów.
Po pierwsze: Mateusz Morawiecki jest jedynym znanym mi, wysoko postawionym politykiem, który jest bezpośrednim beneficjentem procesu sprzedawanie polskiego majątku obcemu kapitałowi. W tym wypadku banku. Jeśli dodamy do tego, że ten bank proponował kredyt rosyjskiemu oligarsze na zakup polskich Azotów, to widzimy, że Morawiecki czuł się w procesach prywatyzacyjnych w Polsce, w procesach wykupywania polskich firm przez obcy kapitał, jak ryba w wodzie.
Aż tak miałby zmienić swoją naturę, patrząc na to, co dziś mówi? Zawsze mnie to dziwiło. Sugestia, że po prostu dziś walczy z prywatyzacją i zagranicznym kapitałem koniunkturalnie – biorąc pod uwagę jego biografię – jakoś bardziej do mnie przemawia, niż to, że naprawdę w to uwierzył.
I kwestia druga. To ostatnie wydanie „Stanu wyjątkowego” w portalu Onet. Tam Andrzej Stankiewicz i Dominika Długosz skrupulatnie odnotowują zaangażowanie Michała Dworczyka i Krzysztofa Kubowa – szefa gabinetu premiera - w kwestie śmieciowe na Dolnym Śląsku. I – delikatnie mówiąc – to co przedstawiają Stankiewicz i Długosz, to jest raczej troska obu panów o dobre samopoczucie dużego, śmieciowego kapitału, niż troska o środowisko i komfort życia mieszkańców Dolnego Śląska.
Link do programu można znaleźć tutaj (https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/stan-wyjatkowy-kto-jest-wiekszym-wrogiem-narodu-tusk-czy-kaczynski/e0kx09g).
A więc – jeśli wierzyć Stankiewiczowi i Długosz – to obaj panowie już robią mniej więcej to, co na wielką skalę – zdaniem mojego rozmówcy, wspomnianego powyżej prezesa państwowej spółki – chce robić z polską gospodarką Mateusz Morawiecki po przejęciu PiS z rąk jego prezesa.
I teraz zasadnicze pytanie: czy Jarosław Kaczyński o tym wie i czy to akceptuje, a cała opowieść o repolonizacji, walce z nadużyciami i ze złodziejstwem, to jest po prostu przydatne narzędzie, które – tak jak temat Smoleńska – porzuci się, gdy wyczerpie się jego przydatność do utrzymania władzy?
A może jest tak, że prezes naprawdę uwierzył Morawieckiemu, naprawdę nie chce oddać polskiej gospodarki „wielkiemu kapitałowi”, i oddawszy partię Morawieckiemu, dożywając swych dni na politycznej emeryturze, będzie z przerażeniem obserwował swoją największą polityczno – personalną pomyłkę?
Jeśli tak miałoby sprawa wyglądać, a Morawiecki oszuka w tej sprawie Kaczyńskiego, to muszę zmienić o nim zdanie. Jeśli tak będzie to będzie on oszustem. Ale naprawdę genialnym oszustem…
Jan Filip Libicki
Fot. Piotr Łysakowski